228. Kiedy rodzina potrafi zniszczyć, czyli "Papierowa miłość" Nina Bylicka-Karczewska
Na wstępie, zanim jeszcze przejdę do właściwej recenzji, pragnę napisać, że chętnie sięgam po powieści obyczajowe, a może raczej obyczajowo-romansowe, najbardziej lubię te lekkie, ciepłe, miłe, czasem zabawne, z uroczymi wątkami romantycznymi, jednak bez ckliwości. Z nieco mniejszym entuzjazmem podchodzę do tych bardziej smutnych, ponurych, życiowych, ale tu też zależy od konkretnej książki, bo może się zdarzyć, że mnie jakoś mocniej zainteresuje niż taka lekka i przyjemna. Książka, o której dziś opowiem, będzie w tej drugiej kategorii i muszę przyznać, że mam niezły dylemat - jak ją ocenić...
Po przeczytaniu tej powieści mam naprawdę mieszane uczucia - z jednej strony bardzo doceniam tematykę i całą historię, z drugiej jednak, sposób jej opisania powodował, że czytało mi się jak po grudzie, a niektóre fragmenty wręcz wzbudziły we mnie obrzydzenie (nie będę zdradzać o co chodzi, żeby nie było spojlerów). Ogólnie jest to powieść dość ponura, dużo w niej takiej życiowej beznadziei, sporo patologii i toksycznych rodzin. Jest też dość naturalistyczna, znajdziemy w niej sporo takiego zimnego realizmu - pokazuje zdegenerowane środowisko rodzinne i jego wpływ na dzieci i ich dalsze życie i wybory.
Zarówno Anka, jak i Piotr pochodzą z rodzin na swój sposób zaburzonych. O ile jednak ta patologia w rodzinie dziewczyny jest widoczna z daleka, o tyle u chłopaka wygląda to inaczej - z zewnątrz wydaje się jakby pochodził z tzw. dobrej rodziny, tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna... Obie te postacie są nakreślone dość wiarygodnie, w większości można zrozumieć skąd wzięły się ich takie, a nie inne spojrzenia, wzorce postępowania, czy reakcje, ale nie są to bohaterowie, których łatwo polubić. To znaczy Anka i jej próby walki o siebie, wyrwania się ze środowiska, z którego pochodzi, są warte uwagi i w miarę logiczne. Jednakże Piotr jest postacią nieco odrzucającą i osobą, którą o wiele trudniej mi było zrozumieć i udzielić odpowiedniej dawki współczucia.
Jest to debiut powieściowy autorki, więc na pewne sprawy patrzę z przymrużeniem oka, ale przydałoby się popracować tu nad stylem: czuć tu taką niezręczność, pewną toporność zdań i całego snucia akcji, brak takiej lekkości w zdaniach czy dialogach, dzięki której czytałoby się nieco płynniej. Autorka nie boi się wulgaryzmów, które jednak pasują do całej konwencji i charakterów postaci. Nie unika też scen szeroko pojętych jako erotyczne, nie było ich może jakoś szczególnie wiele, jednak te, które się pojawiły były takie brudne, nieprzyjemne, niewątpliwie pasujące do całości, ale za razem dla mnie trudne do przeczytania i do zniesienia.
Przy debiutach warto przymrużyć oko na pewne niedoskonałości. Nie mówię nie tej książce.
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak się staram robić ;)
UsuńZe względu na tematykę chcę przeczytać tę książkę. Będę wyrozumiała.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że tak sobie pomyślałam, że ta książka mogłaby Cię zainteresować? ;)
UsuńOkładka rzeczywiście jest myląca. Patrząc na nią, obstawiałabym inną treść książki, dopiero przeczytanie recenzji uświadamia, że to nie jest wcale taka lekka pozycja jak by się mogło wydawać. Zastanawiam się, czy to nie jest strzał w kolano dla wydawcy, bo być może przez to książka trafi do niewłaściwego odbiorcy, szukającego w książkach czegoś innego, a ten właściwy ominie ją na półce. Niby "nie oceniaj książki po okładce", ale jednak to też ważna część...
OdpowiedzUsuńDokładnie, ta okładka się nie udała wydawnictwu, sugeruje zupełnie inną opowieść. Zgadzam się też, że okładka jest ważna dla książki, przecież najpierw ją widzimy, dopiero potem z reguły zerkamy na opis czy wreszcie samą treść, ważne więc, żeby to pierwsze wrażenie nie było mylne :). Wkrótce będę czytać kontynuację tej książki, zobaczymy czy tu też nie było niedopasowanej okładki do treści ;)
UsuńMam to samo spostrzeżenie co Arnika - patrząc na okładkę nie powiedziałabym, że to jest cięższy kaliber, a raczej lekki wakacyjna obyczajówka z perypetiami.
OdpowiedzUsuńCo do samej książki, lubię i cenię pracę debiutantów i z całego serca życzę autorce aby pisała lepiej i lepiej. ;) Co do samej książki, no to cóż ja będę mówić, zupełnie nie mój klimat, więc raczej odbiorcą nie będę, ale kto wie, może przyszłe książki autorki będą się w mój gust wpisywać bardziej? Taką mam nadzieję. ;)
No właśnie też mam wrażenie, że ta okładka jest zupełnie niedopasowana do treści, zresztą tak samo jak przy kontynuacji. Ja też życzę autorce jak najlepiej, już przy kontynuacji widać progres, więc myślę, że z każdą książką będzie lepiej ;)
Usuń