228. Kiedy rodzina potrafi zniszczyć, czyli "Papierowa miłość" Nina Bylicka-Karczewska

Na wstępie, zanim jeszcze przejdę do właściwej recenzji, pragnę napisać, że chętnie sięgam po powieści obyczajowe, a może raczej obyczajowo-romansowe, najbardziej lubię te lekkie, ciepłe, miłe, czasem zabawne, z uroczymi wątkami romantycznymi, jednak bez ckliwości. Z nieco mniejszym entuzjazmem podchodzę do tych bardziej smutnych, ponurych, życiowych, ale tu też zależy od konkretnej książki, bo może się zdarzyć, że mnie jakoś mocniej zainteresuje niż taka lekka i przyjemna. Książka, o której dziś opowiem, będzie w tej drugiej kategorii i muszę przyznać, że mam niezły dylemat - jak ją ocenić...

 

"Papierowa miłość" to opowieść o Ance i Piotrze, dwojgu ludzi z teoretycznie różnych środowisk, których łączy młodzieńcze uczucie. W wyniku pewnych poważnych komplikacji i nacisków rodzinnych, ich związek kończy się wraz ze szkołą średnią. Kiedy spotykają się po piętnastu latach, okazuje się, że wciąż coś ich łączy, ale też mają wiele do stracenia...

Po przeczytaniu tej powieści mam naprawdę mieszane uczucia - z jednej strony bardzo doceniam tematykę i całą historię, z drugiej jednak, sposób jej opisania powodował, że czytało mi się jak po grudzie, a niektóre fragmenty wręcz wzbudziły we mnie obrzydzenie (nie będę zdradzać o co chodzi, żeby nie było spojlerów). Ogólnie jest to powieść dość ponura, dużo w niej takiej życiowej beznadziei, sporo patologii i toksycznych rodzin. Jest też dość naturalistyczna, znajdziemy w niej sporo takiego zimnego realizmu - pokazuje zdegenerowane środowisko rodzinne i jego wpływ na dzieci i ich dalsze życie i wybory. 

Zarówno Anka, jak i Piotr pochodzą z rodzin na swój sposób zaburzonych. O ile jednak ta patologia w rodzinie dziewczyny jest widoczna z daleka, o tyle u chłopaka wygląda to inaczej - z zewnątrz wydaje się jakby pochodził z tzw. dobrej rodziny, tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna... Obie te postacie są nakreślone dość wiarygodnie, w większości można zrozumieć skąd wzięły się ich takie, a nie inne spojrzenia, wzorce postępowania, czy reakcje, ale nie są to bohaterowie, których łatwo polubić. To znaczy Anka i jej próby walki o siebie, wyrwania się ze środowiska, z którego pochodzi, są warte uwagi i w miarę logiczne. Jednakże Piotr jest postacią nieco odrzucającą i osobą, którą o wiele trudniej mi było zrozumieć i udzielić odpowiedniej dawki współczucia.

Jest to debiut powieściowy autorki, więc na pewne sprawy patrzę z przymrużeniem oka, ale przydałoby się popracować tu nad stylem: czuć tu taką niezręczność, pewną toporność zdań i całego snucia akcji, brak takiej lekkości w zdaniach czy dialogach, dzięki której czytałoby się nieco płynniej. Autorka nie boi się wulgaryzmów, które jednak pasują do całej konwencji i charakterów postaci. Nie unika też scen szeroko pojętych jako erotyczne, nie było ich może jakoś szczególnie wiele, jednak te, które się pojawiły były takie brudne, nieprzyjemne, niewątpliwie pasujące do całości, ale za razem dla mnie trudne do przeczytania i do zniesienia.

Podoba mi się tytuł książki i jego wytłumaczenie w trakcie opowieści. Wydaje mi się jednak, że okładka jest już trochę myląca - bardziej pasowałaby do powieści delikatnej, romansowej, melancholijnej, a mniej do takiej dość ponurej, brutalnie życiowej historii. Nie podoba mi się z kolei to, że sporo jest tu literówek i trochę błędów stylistycznych, nie jest to jakaś wyjątkowo obszerna pozycja, stąd dziwię się, że redakcja i korekta je przeoczyły. 

Ogólnie rzecz biorąc, powiedziałabym, że jest to powieść raczej przeciętna pod względem akcji, czy językowym, ale zarazem warta uwagi dzięki tematyce, jaką porusza. Nie są to moje klimaty czytelnicze, jak wspomniałam na początku, wolę jednak lekkie, sympatyczne, czasem podnoszące na duchu historie, a ta taka nie była. Nie mogę jednak powiedzieć, że żałuję, że sięgnęłam po "Papierową miłość", bo nie była to też zła książka. Wkrótce ukaże się jej kontynuacja (pt. "Krucha miłość") i mam zamiar ją też przeczytać, bo  jestem bardzo ciekawa losów bohaterów, ale też tego, czy zmieni się też trochę cały styl...

tytuł: "Papierowa miłość"
autor: Nina Bylicka-Karczewska
data wydania: 17 sierpnia 2021 r.
wydawca: Wydawnictwo Replika
liczba stron: 336
kategoria: powieść obyczajowa

Za możliwość poznania tej książki dziękuję Wydawnictwu.
 
Zapowiedź kontynuacji:



 
**********************
PS Założyłam też profil na Facebooku powiązany z tym blogiem, żeby był takim jakby przedłużeniem mojej blogowej działalności ;). Zapraszam Was pod TU.

Komentarze

  1. Przy debiutach warto przymrużyć oko na pewne niedoskonałości. Nie mówię nie tej książce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ze względu na tematykę chcę przeczytać tę książkę. Będę wyrozumiała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że tak sobie pomyślałam, że ta książka mogłaby Cię zainteresować? ;)

      Usuń
  3. Okładka rzeczywiście jest myląca. Patrząc na nią, obstawiałabym inną treść książki, dopiero przeczytanie recenzji uświadamia, że to nie jest wcale taka lekka pozycja jak by się mogło wydawać. Zastanawiam się, czy to nie jest strzał w kolano dla wydawcy, bo być może przez to książka trafi do niewłaściwego odbiorcy, szukającego w książkach czegoś innego, a ten właściwy ominie ją na półce. Niby "nie oceniaj książki po okładce", ale jednak to też ważna część...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, ta okładka się nie udała wydawnictwu, sugeruje zupełnie inną opowieść. Zgadzam się też, że okładka jest ważna dla książki, przecież najpierw ją widzimy, dopiero potem z reguły zerkamy na opis czy wreszcie samą treść, ważne więc, żeby to pierwsze wrażenie nie było mylne :). Wkrótce będę czytać kontynuację tej książki, zobaczymy czy tu też nie było niedopasowanej okładki do treści ;)

      Usuń
  4. Mam to samo spostrzeżenie co Arnika - patrząc na okładkę nie powiedziałabym, że to jest cięższy kaliber, a raczej lekki wakacyjna obyczajówka z perypetiami.
    Co do samej książki, lubię i cenię pracę debiutantów i z całego serca życzę autorce aby pisała lepiej i lepiej. ;) Co do samej książki, no to cóż ja będę mówić, zupełnie nie mój klimat, więc raczej odbiorcą nie będę, ale kto wie, może przyszłe książki autorki będą się w mój gust wpisywać bardziej? Taką mam nadzieję. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie też mam wrażenie, że ta okładka jest zupełnie niedopasowana do treści, zresztą tak samo jak przy kontynuacji. Ja też życzę autorce jak najlepiej, już przy kontynuacji widać progres, więc myślę, że z każdą książką będzie lepiej ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję serdecznie za każdy komentarz i każdy głos w dyskusji.