14. Książka a film, czyli o ekranizacjach i adaptacjach


Temat na dzisiejszy post podsunęła mi siostra, która również lubi czytać, choć może nie czyta tyle co ja i ma nieco inny gust książkowy. Lubi bowiem fantastykę i powieści młodzieżowe, które są dość często przenoszone na duży ekran. Podpowiedziała mi więc, żebym napisała kilka słów na ten temat. Ponieważ posty okołoksiążkowe są chętniej czytane i komentowane, postanowiłam przyjąć wyzwanie i napisać moją opinię o filmach i serialach na podstawie książek i moich doświadczeniach z ich oglądaniem... 

W przyszłym tygodniu wyjeżdżam w góry, więc nie będzie mnie tu na blogu, dlatego ten długi wpis, który znajdziecie pod niżej będzie tu wisiał pewnie przynajmniej przez tydzień ;)


Jednak zanim opowiem o moich ulubionych i tych mniej ulubionych filmach i serialach na podstawie książek, zacznę od odrobinki teorii, a więc czym jest adaptacja i ekranizacja. Słownik Języka Polskiego PWN podaje takie wyjaśnienia tych słów:
Adaptacja - przystosowanie utworu literackiego do wystawienia na scenie lub do sfilmowania; też: utwór literacki w ten sposób przystosowany.
[za: https://sjp.pwn.pl/sjp/adaptacja;2548744.html]
Ekranizacja - opracowanie sztuki teatralnej, powieści itp. w wersji filmowej; też: film powstały na podstawie sztuki, powieści itp.
[ za: https://sjp.pwn.pl/sjp/ekranizacja;2556172.html]

W języku potocznym te słowa są często stosowane naprzemiennie, ja sama tak ich używam, jednakże według filmoznawców trochę różnią się znaczeniowo. Adaptacja to, mówiąc najprościej, dostosowanie dzieła literackiego do potrzeb filmu. Ekranizacja to z kolei wierne odwzorowanie oryginału książkowego. [za: https://encenc.pl/adaptacja-filmowa/]

Tak więc, według osób związanych ze środowiskiem filmowym, adaptacja może być dość wierna książce, ale nie musi, może tylko nawiązywać do oryginału, albo być jego komentarzem. Z kolei ekranizacja musi być jak najwierniejsza, bez zbędnych dodatków niezwiązanych z dziełem literackim. Z reguły więc, jeśli mówimy o filmach na podstawie książek, chodzi nam o adaptacje, gdyż bardzo rzadko się zdarzają wierne ekranizacje. W tym poście postaram się używać tych słów w tym dokładniejszym, filmowym znaczeniu ;)

Ale przejdźmy do konkretów. Kiedy mól książkowy słyszy o tym, że jakaś książka doczeka się filmu na jej podstawie, reaguje na kilka sposobów:
1. Zaczyna narzekać, że znów Hollywood zniszczy sens danej historii, spłyci ją i pozmienia, że książka zawsze jest lepsza niż film i w ogóle słowo pisane rządzi.
2. Może zareagować pozytywnie: ciekawością, w jaki sposób dana opowieść zostanie przedstawiona na dużym ekranie, czy scenarzyści zwrócą uwagę na te same wątki co czytelnik, jak będą wyglądać bohaterowie, a wreszcie czy film będzie dokładnym odwzorowaniem treści, czy tylko będzie zainspirowany książką. 
3. Jest neutralny w stosunku do filmu, tzn. może obejrzeć, ale nie musi koniecznie. Nie jest jakoś bardzo ciekawy, ale też nie reaguje od razu z niechęcią.
Może również wystąpić sytuacja odwrotna, tzn. że ktoś ogląda jakiś film, który mu się spodoba i dowiaduje się, że to adaptacja powieści, dlatego z ciekawości sięga po książkę.

Ja osobiście zazwyczaj reaguję dość pozytywnie na wieść o tym, że na podstawie powieści, którą czytałam powstanie film/serial, chociaż bardzo często się rozczarowuję oglądając adaptacje. Jednak mimo tego niezadowolenia, wciąż jestem ciekawa i czekam na nowe produkcje. Często mi się też zdarza odwrotna sytuacja, to znaczy oglądam sobie ciekawy film i potem, czytając w Internecie na jego temat, dowiaduję się, że powstał on na podstawie jakiejś książki.

Najbardziej lubię ekranizacje, albo raczej wierne adaptacje. Nie podoba mi się kiedy scenarzyści w znaczący sposób zmieniają fabułę książki, to znaczy dodają coś od siebie, usuwają niektóre (ważne lub ciekawe dla mnie) postacie i wątki, czy zmieniają zakończenie (co się zdarza!). Nie lubię też szeroko pojętych inspiracji i komentarzy filmowych do dzieł literackich. Nie i już! Oczywiście bez przesady, nie musi być tak, że film się zgadza słowo w słowo z treścią książki, ale jeśli ktoś się bierze za jakąś znaną powieść, to wolałabym żeby ogólnie trzymał się opowiedzianej tam historii. 

Po przeczytaniu danej powieści, a nawet już w trakcie czytania, mam przed oczami pewien obraz. Pewnie inni czytelnicy mają to samo, że wyobrażają sobie wygląd postaci, że widzą oczyma duszy jak wygląda dany bohater, że niektóre fragmenty wprost przewijają im się w wyobraźni, że zwracają szczególną uwagę na jakieś wątki, a jakieś pomijają. Oglądając film na podstawie książki, chciałabym żeby scenarzyści pokazali to, co ja widzę czytając książkę, jednak to się nie zdarza, bo każdy inaczej odbiera dane dzieło. Tak więc, podczas oglądania, staram się podchodzić do tego raczej na chłodno i nie czepiać się szczegółów... Wychodzi to różnie, niemniej ciągle próbuję ;).

W swoim życiu obejrzałam setki filmów i seriali, a wśród nich wiele adaptacji. Były one bardzo różne: raz lepsze, raz gorsze, jedne bardziej warte zapamiętania, inne od razu do zapomnienia...  Oglądając jedne rwałam włosy z głowy i krzyczałam na ich twórców, patrząc na inne przeżywałam miłe zaskoczenie i chciałam jak najdłużej się delektować... Chciałabym podzielić się moim odczuciami odnośnie niektórych z nich. 



Na początek film, który był dla mnie zaskoczeniem i chyba pierwszym przykładem kiedy adaptacja jest (moim zdaniem) lepsza od książki. Najpierw, jako nastolatka, obejrzałam i polubiłam film, po czym koleżanka mnie uświadomiła, że powstał on na podstawie jednej z książek Nicholasa Sparksa, autora wielu bestsellerów. Chodzi tu o produkcję pt. "Szkoła uczuć" ("A walk to remember") z 2000 roku, z Mandy Moore i Shane Westem w rolach głównych. Zapewne część z Was kojarzy ten melodramat dla młodzieży. To prosty film, ze znanym schematem: on popularny, ona spokojna i nieśmiała, tak wiele ich różni, na początku się nie lubią, potem się zakochują, a do tego ich romans ma smutne zakończenie. Nie jest to jakiś specjalnie ambitny obraz, ale bardzo przyjemnie się go ogląda i wzbudza dużo emocji. Dlatego też byłam ciekawa książki na podstawie której powstał, więc sięgnęłam po "Jesienną miłość" Nicholasa Sparksa. No i się rozczarowałam... Książka okazała się nudna i rozwleczona, nie przypominała wcale filmu. Tak naprawdę film na jej podstawie jest raczej inspiracją, niż wierną ekranizacją i znacznie lepiej pokazuje historię Jamie i Landona.



Z kolei bardzo dużym rozczarowaniem w drugą stronę była sytuacja filmu i książki pt. "Bez mojej zgody". Piękną, choć poruszającą trudny temat powieść pani Jodi Picoult przeczytałam wiele lat temu, kilka razy do niej wracałam. Historia Anny, która walczy o prawo do decydowania o własnym ciele i o swoją tożsamość, do dziś budzi we mnie emocje.  Dlatego, kiedy się dowiedziałam, że opowieść ta będzie przeniesiona na duży ekran, ucieszyłam się. Byłam ciekawa jak filmowcy pokażą rodzinę Anny, jak rozegrają wątek adwokata, czy film będzie tak wzruszający jak książka etc. No i spotkało mnie olbrzymie rozczarowanie... Okazało się, że jest to nie ekranizacja, ale dość luźna adaptacja, z licznymi zmianami w akcji. Przede wszystkim, czego nie mogę wybaczyć twórcom tego filmu, zostało zmienione zakończenie! Zakończenie, które w książce było smutne, ale zarazem było dużym zaskoczeniem, tu było totalnie zniszczone! Denerwowało mnie też usunięcie wątku Campbella i Julii, który był dla mnie był ciekawy i wydaje mi się, że dość istotny dla książki. Nie mówiąc o zmianie wyglądu bohaterów, ale to już mniej ważne. Film spłycił opowiadaną przez Jodi Picoult historię i bardzo, ale to bardzo mi się nie podobał.


Żeby nie było samej krytyki to jeszcze kilka słów o sytuacjach, kiedy zarówno książka, jak i film/serial na jej podstawie, mi się podobały. Pierwszym takim przypadkiem jest "Duma i uprzedzenie" Jane Austen i jej serialowa adaptacja przygotowana przez BBC w 1995 roku. Książkę kocham miłością pierwszą i niezgłębioną, czytałam już kilkanaście razy, niektóre fragmenty znam na pamięć. Pierwszy raz przeczytałam ją już chyba ponad 10 lat temu i od razu zakochałam się w niej i w panu Darcy ;). Trochę później obejrzałam filmową adaptację tej książki (tę z 2005 roku z Keirą Knightley w roli głównej) i nie byłam jakoś specjalnie zachwycona. Nie był to zły film, ale czegoś mi w nim brakowało, czułam, że ta historia nie jest opowiedziana tak jak trzeba. I nie chodzi mi o to, że jest w niej trochę niezgodności z książkowym oryginałem, bo to akurat było do przeżycia, ale o brak klimatu epoki i tej opowieści. Ponadto, Keira Knightley nie pasowała mi do roli Elizabeth, a Matthew Macfayden był chyba zbyt dumny jak na pana Darcy... 


Potem trafiłam na serial BBC, który jak dla mnie był strzałem w dziesiątkę. Ta 6-odcinkowa historia świetnie oddała klimat powieści Jane Austen, a Colin Firth (który jest jednym z moich ulubionych aktorów) i Jennifer Ehle bardzo dobrze odegrali role dumnego pana Darcy i uprzedzonej do niego Elizabeth Bennet. Dzięki temu, że serial trwa ponad 5 godzin, jest on całkiem wierną ekranizacją powieści, gdyż scenarzyści nie musieli obcinać wątków żeby pokazać całą historię. Pojawiły się nawet dodatkowe sceny (pan Darcy w jeziorze!), ale jakoś mi nie przeszkadzały, bo ładnie wpasowywały się w całą opowieść i nie zmieniały sensu historii, a były po prostu dodatkiem. Jeżeli ktoś lubi powieść "Duma i uprzedzenie", a nie widział jeszcze tego serialu to bardzo polecam! Film też można obejrzeć, ale tak jak mówię, bez szału ;).


Mówiąc o książkach i ich adaptacjach, które lubię, nie mogę nie wspomnieć o sadze "Dziedzictwo rodu Poldarków" i serialu na jej podstawie, znanego w Polsce pt. "Poldark. Wichry losu". Wiem, że bardzo często wspominam o tej serii, ale tym razem powiem o niej w kontekście tego, jak ta historia wypada na ekranie. I muszę przyznać, że prezentuje się bardzo dobrze. Aktorzy są świetnie dobrani do swoich ról (zobaczcie jaki przystojny Ross Poldark i jaka piękna Demelza, a i grają też bardzo dobrze), a klimat serialu i te wszystkie krajobrazy z Kornwalii są wprost bajeczne, aż chce się oglądać. Podoba mi się też, że mimo małych zmian w historii, twórcy świetnie pokazali wydarzenia z pierwszych 6 książek z tej serii. Dzięki temu, że sezonów jest 4, a każdy po około 10 odcinków, możemy zobaczyć różne szczegóły i akcja nie jest zbyt śpieszna. Podobno ma powstać też 5 sezon, ciekawa jestem czy BBC zdecyduje się też na ekranizację pozostałych książek z serii, które opowiadają głównie o dorosłych dzieciach Poldarków... W każdym razie polecam ten serial, nawet jak nie przeczytaliście / nie macie ochoty przeczytać książek ;).

Jak widać, bardzo lubię adaptacje książek przygotowane przez BBC, ale nie tylko. Polecam też film "Opactwo Northanger" z 2007 i "Emma" z 1996 roku, które są całkiem przyjemnym przeniesieniem powieści Jane Austen na duży ekran. Serial "Emma" z 2005 roku, wyprodukowany przez BBC jest również ciekawy, tak samo jak "Północ-Południe" będący adaptacją powieści Elizabeth Gaskell jest warty polecenia. 

Ostatnio z kolei oglądałam film "Do wszystkich chłopców, których kochałam", nie spodziewałam się po nim niczego dobrego, a tu się okazał całkiem przyjemną, lekką komedią romantyczną dla nastolatków. Dowiedziałam się, że jest on na podstawie książki o tym samym tytule, więc chyba zapoznam się i z książką. Ktoś czytał? Warto?

Lubicie adaptacje/ekranizacje książek? Które wspominacie najlepiej, a które najgorzej?

Komentarze

  1. Film Bez mojej zgody uwielbiam, książki jeszcze nie czytałam. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie przeczytaj, książka jest zdecydowanie lepsza ;)

      Usuń
  2. Jeśli chodzi o ekranizacje to kilka razy przekonałam się, że potrafi być ona lepsza od książki jak np. "Zielona mila", "Forrest Gump"... Adaptacja? Oglądałam "Kamienie na szaniec" - film nie podobał mi się a potem wyczytałam, że to adaptacja dlatego znacznie różnił się od książki ;)
    "Bez mojej zgody" próbowałam czytać jako dzieciak - chyba muszę wrócić, chociaż nie przepadam za twórczością autora ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zielonej mili" i "Forresta Gumpa" nie czytałam, ani nie oglądałam ;). Ale jeśli chodzi o "Kamienie na szaniec" to też mi się nie podobała ta adaptacja.
      Zdecydowanie wróć do "Bez mojej zgody", jako dorosła na pewno lepiej odbierzesz tę książkę ;)

      Usuń
    2. Adaptacja "Kamieni..." tak mnie zdenerwowała, że postanowiłam po raz drugi przeczytać tę powieść i tak jak nie przypadła mi do gustu w gimnazjum, tak teraz wciągnęła. Zmiana o 180 stopni :)
      Może kiedyś... :)

      Usuń
    3. "Kamienie na szaniec" to jedna z nielicznych lektur, które mi się podobały ;). Dlatego mi się bardzo nie podobała filmowa adaptacja...

      Usuń
    4. Jeśli o mnie chodzi to chyba nie był odpowiedni czas na tę lekturę, bo na każdą musi przyjsć odpowiednia pora :)
      Kiedy oglądałam film na początku myślałam ze to ekranizacja, kiedy dowiedziałam się, że adaptacja moja złość nieco opadła ale ogromny niesmak pozostał....

      Usuń
  3. "Szkoła uczuć" jest zdecydowanie lepsza, niż książka. To mój ukochany film ever.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie władca pierścieni jest znacznie lepszy na ekranie niż jako pierwowzór. Dumę i uprzedzenie lubię w obydwu wersjach, serial BBC bardzo dobrze wspominam :) jeśli chodzi o zmiany wprowadzane w adaptacjach - jeśli książki nie czytałam albo mi się nie podobała to mi to nie przeszkadza, jeśli książkę czytałam i do tego ją uwielbiam - robię się bardzo zła ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, właśnie, nie napisałam o "Władcy pierścieni"! Też mi się bardziej podobała ta trylogia w wersji filmowej! ;)

      Usuń
  5. Ja lubię i adaptacje i ekranizacje, choć ja póki co nie trafiłam na film lepszy od książki. Ale trafiłam już na serial lepszy od książki (a to dzięki młodzieżowemu cyklowi "Heartland" i jego adaptacji). Bardzo podoba mi się, że wyjaśniłaś te dwa pojęcia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam tego cyklu, ale może się przyjrzę serialowi na jego podstawie ;)

      Usuń
  6. Też nie lubię tego, gdy w ekranizacji książki jest dużo zmian, jest inaczej niż było w powieści. Mnie takie drobnostki jednak trochę denerwują. :D Dawno żadnej nie oglądałam, chyba będę musiała to nadrobić. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz pojawia się tyle ekranizacji/adaptacji, że na pewno będziesz miała w czym wybierać jak się zdecydujesz nadrobić ;)

      Usuń
  7. Jak dla mnie udaną ekranizacją był film ,,Bajecznie bogaci Azjaci", ale przyznam się, że nie czytałam książki. Nie oczekiwałam od niego zbyt wiele, ale wszystko przypadło mi do gustu, aktorzy nawet przystępnie grali. Niedługo zabiorę się za książkę i wtedy będę mogła powiedzieć więcej. :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam o tym filmie, ale jakoś nie miałam ochoty go oglądać ;)

      Usuń
  8. Wiesz, z tych co wymieniłaś, to jeszcze akurat nic w pełni nie obejrzałam. A innych ekranizacji za to pełno ;D.

    Różnie z nimi mam - raczej mi się książki bardziej podobają, ale np. taki uroczy filmowy "Gwiezdny pył"... Z ostatnich - bardzo dobrze się bawiłam na "Player one". Niby mega dużo rzeczy pozmieniali względem książki, co mnie powinno zirytować - a jednak klimat jak najbardziej zachowali i dali lepsze zakończenie :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Gwiezdny pył" oglądałam tylko w kawałkach, ale zakupiłam książkę, więc jak ją przeczytam to obejrzę w całości film i porównam ;). O "Player one" akurat nie znam, ogóle nie słyszałam ani o książce, ani o filmie...

      Usuń
    2. No, nie! To trzeba nadrobić :). I książkę, i film :D.

      Usuń
  9. Bez mojej zgody widziałam film, ale jeszcze nie miałam okazji przeczytać. Jednak z pewnością to kiedyś uczynię.
    Serdecznie pozdrawiam.
    https://nacpana-ksiazkami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam! Książka jest o wiele lepsza niż film...

      Usuń
  10. Nie robię nigdy tak że i czytam i oglądam to samo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaskoczyłaś mnie tym komentarzem! Założyłam, że każdemu czytelnikowi zdarza się, przynajmniej od czasu do czasu, obejrzeć ekranizację przeczytanej książki ;)

      Usuń
  11. Staram się traktować adaptacje jako osobne dzieła, niezależne od książki. Moimi ulubionymi są: "Igrzyska śmierci", "Gwiazd naszych wina", szukając Alaski".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Igrzyska śmierci" akurat podobały mi się średnio w wersji filmowej, ale może to dlatego, że porównywałam je z książką. "Szukając Alaski" nie czytałam, ani nie oglądałam, a "Gwiazd naszych wina" tylko przeczytałam ;)

      Usuń
  12. Twój post skłonił mnie do tego, żeby pomyśleć o obejrzanych ksiązkach. Planów miałam mnóstwo, ale z realizacją chyba już gorzej ;) Oglądałm Harrego Pottera, ale teżnie wszystkie częsci, "Igrzyska śmierci" niestety ale mnienie wciągnęły i choć robiłam dwa podejścia nie obejrzałam ich ;) "Gwiazd naszych wina" - przeczytana, ale plan na film niezrealizaowny, kolejna, którą wiele osób się zachwyca "Trzy metry nad niebem" - przeczytałam, ale film nadal na półce nieobejrzane. Oj źle ze mną, żle :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Harrego bardzo lubię, zarówno w wersji książkowej, jak i filmowej. "Igrzyska śmierci" książkowe wspominam całkiem miło, ale w wersji "ekranowej" mniej ;). "Gwiazd naszych wina" też przeczytałam, ale filmu jeszcze nie obejrzałam... "Trzy metry nad niebem" jeszcze przede mną w obu wersjach ;)

      Usuń
  13. Ja zdecydowanie stawiam na książki i nie przepadam za ekranizacjami :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Strasznie denerwuje mnie, gdy ludzie czytający książkę ciągle narzekają, że coś zostało w filmie zmienione. No a gdyby nie zostało, to niby byłoby fajnie? No nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to zależy co twórcy filmu zmieniają ;). Bo jak np. poskracają czy wyrzucą niektóre mniej ważne wątki to jest ok, ale jak zmienią zakończenie, jak w "Bez mojej zgody" to ja sama narzekam...

      Usuń
  15. Czasem trudno jest dorównać naszym wyobrażeniom, ale są ekranizacje, jak np. Władca pierścieni, które kreują nasz obraz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, "Władca pierścieni" w wersji filmowej jest świetny! ;)

      Usuń
  16. Och "Szkoła uczuć" cudowny, ponadczasowy film. Zawsze oglądam jak jest w tv, nieważne, że to pięćdziesiąty raz. Przez długi okres czasu nie wiedziałam, ze "Jesienna miłość" Sparksa to jest właśnie to. Moja mama jest fanką jego powieści i filmów na podstawie tych książek. Wszystkie są świetne. Ja obecnie czytam powieść "Kamerdyner", za chwilę wchodzi do kin :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam o "Kamerdynerze", ale jeszcze nie czytałam. Chyba muszę to nadrobić ;).

      Usuń
    2. Polecam serdecznie, bardzo dobrze się czyta :)

      Usuń
  17. Tak to już faktycznie jest, że czekamy na ekranizacje, a ta często zdaje się nie spełniać naszych oczekiwań. Ja ostatnio czytałam "Do zobaczenia w zaświatach" i zastanawiam się własnie nad filmem, choć słyszałam - co mnie nie zdziwiło - że film jest o wiele gorszy. Mam zamiar się przekonać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam tej książki, ani filmu, ale chyba się nie skuszę, bo to nie moje klimaty ;)

      Usuń
  18. Oj tak, filmowa "Szkoła uczuć" wydaje się mieć więcej treści od książki. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więcej treści, więcej życia, więcej wzruszeń ;)

      Usuń
  19. Słyszałam o większości z tych filmów jednak nie miałam okazji obejrzeć żadnego z nich :/ ostatnio trochę zaniedbuję filmografię albo trafiam na niewypały >_< może kiedyś to się zmieni ale jak na razie nie spotkałam sie z filmem lepszym od ksiązki :D my-dream-is-love.blogpsot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To polecam obejrzeć serial "Poldark" i "Dumę i uprzedzenie", o ile lubisz historie XVIII i XIX-wieczne ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję serdecznie za każdy komentarz i każdy głos w dyskusji.