177. Wichrowe wzgórza przy plebanii w Haworth, czyli o moich ostatnich lekturach związanych z siostrami Brontë
Jeśli zaglądacie tu od czasu do czasu to wiecie, że jestem fanką Jane Austen i klasyki literatury. Mało jednak mówiłam o tym, że w tej lubianej przeze mnie klasyce mieszczą się również powieści sióstr Brontë. Moją ulubioną książką z twórczości tych niezwykłych pisarek jest "Jane Eyre" (albo "Dziwne losy Jane Eyre", zależy od tłumaczenia ;)), chętnie sięgam jednak i po pozostałe historie, które wyszły spod ich piór.
Przede wszystkim, pierwszy raz czytałam "Wichrowe wzgórza" jako podlotek, miałam może z 17 lat. Zafascynował mnie wtedy szczególny klimat angielskich wrzosowisk, bardzo mroczna postać Heathcliffa, nie wczytałam się jednak w tę historię tak, jak trzeba. Przeczytałam ją byle szybko, byle tylko dowiedzieć się co było dalej i jak się skończyła ta nieźle pokręcona opowieść o miłości, nienawiści i zemście. Nie zwróciłam wtedy uwagi na niezwykłą melodyjność języka, na fascynujących bohaterów czy na wielką i niezwykłą wyobraźnię autorki.
Kolejne powroty do tej książki upewniały mnie w geniuszu skromnej panny z angielskiej prowincji. Emily Brontë, córka pastora, dziewczyna, która właściwie prawie nie opuszczała kamiennej plebanii w Haworth potrafiła zbudować historię tak wielowątkową, przepełnioną tyloma emocjami, mroczną, nieco niepokojącą, porywającą i zaskakującą. Ona, która nie znała za bardzo "prawdziwego życia", powołała do życia taką postać jak Heathcliff - mężczyzna niebezpieczny, tajemniczy, dziki, skomplikowany, pełen grozy, ale zarazem przepełniony namiętnościami i żądzą zemsty. Ona tez umiała stworzyć postać Cathy, jedną z nielicznych głównych bohaterek, których się nie lubi (albo przynajmniej tylko ja nie lubię), a które jednak się rozumie.
Pozostałe postacie stworzona przez pannę Brontë również zachwycają naturalnością, dopracowaniem i wiarygodnością, a zwłaszcza karykaturalny Joseph, który zadręcza wszystkich naokoło swoją fałszywą, przesadną, sztuczną pobożnością czy dobrotliwa, prosta nieco Nelly, która jest tu narratorką, snującą tę trudną, zagmatwaną, nieszczęśliwą opowieść. Nie sposób jeszcze opowiedzieć trochę o ogólnym klimacie książki - ciężkim, gotyckim, niejednoznacznym. Tło fabuły i jej miejsce akcji, nadają jej szczególnej atmosfery, zwłaszcza tytułowe wichrowe wzgórza i wrzosowiska, które dodają klimatu tajemnicy i grozy, ale dają też posmak wolności, nie tylko głównym bohaterom, ale i czytelnikom. Z kolei dwie stare posiadłości, które goszczą główne i poboczne postacie to miejsca wyjątkowo ciekawe, pokazujące wzloty i upadki możnych rodzin, takiego uświęconego porządku społecznego.
Jeszcze kilka słów w kwestii tłumaczenia - widziałam w Internecie, że budzi ono pewne kontrowersje, co akurat rozumiem, muszę jednak przyznać, że mnie ta dosłowność przekładu i zachowanie oryginalnych nazw własnych nawet pasowała. Zabrakło mi może nieco poetyckości, czy staranności, gładkości tego starszego tłumaczenia, ale uważam, że oba mają swój urok i wartość. Swoją drogą, bardzo mnie drażni kiedy tłumacze na siłę spolszczają toponimy i antroponimy, czasami takie, które właściwie nie są do końca przetłumaczalne na nasz język, co często się zdarza przy starszych przekładach, dlatego tym pozostawieniem oryginalnych nazw własnych pan Grzesik mnie zdecydowanie kupił. Myślę jednak, że gdyby połączyć te oba tłumaczenia "Wichrowych wzgórz" - dosłowność i zachowanie oryginalnych nazw plus poetyckość i lekkość języka, to powstałby przekład idealny.
Po raz kolejny sprawdziło się moje przekonanie, że powrót do znanej i lubianej książki może zapewnić sporo emocji, czasem nawet więcej niż pierwsza lektura. Bardzo miło spędziłam czas z tą książką, zobaczyłam w niej nową wartość i na pewno będę do niej jeszcze wracać. Nieco więcej o swoich odczuciach co do "Wichrowych wzgórz" napisałam na Bookhunter.pl, jak macie chęć to zerknijcie TU.
***
tytuł: "Na plebanii w Haworth"
Podziwiam przygotowanie tej publikacji pod względem źródłowym, autorka naprawdę poświęciła jej sporo pracy, co widać choćby po ogromie materiałów źródłowych z jakich korzystała - nie tylko z innych opracowań, czy to współczesnych autorkom (Elizabeth Gaskell), czy współczesnych nam, ale też z listów sióstr Brontë, z ich juweniliów, mniej znanej twórczości, fotografii i rycin z epoki, a także ze spisanych relacji osób, które znały te niezwykłe pisarki.
Uwielbiam wszystko co związane z Bronte :)
OdpowiedzUsuńCzyli zapewne znasz obie książki ;)
UsuńDrugą książkę przeczytałabym kiedyś tam, w przyszłości, ale w trakcie czytania Twojej recenzji pomyślałam sobie, że może w końcu przydałoby się sięgnąć po słynne wzgórza :) Nie wiem, czy je czytałam. Jeśli tak, to wieki temu, nie jestem też pewna, czy oglądałam film. Mam na razie listę złożoną z prawie 40 książek, które planuję poznać w najbliższym czasie (z rozsądkiem, bo to jednak niemała liczba), ale co się odwlecze, to nie uciecze :)
OdpowiedzUsuńOch, skąd ja znam takie listy ;). Rozumiem Cię i zachęcam, żebyś w wolnej chwili, jak już się uporasz z tymi 40 książkami, sięgnęła po "Wichrowe wzgórza", choćby żeby wyrobić sobie opinię o tym klasyku. Na pierwsze spotkanie polecam jednak starsze tłumaczenie tej książki, bardziej płynnie się czyta ;)
Usuń"Wichrowe wzgórza" czytałam raz w życiu i szczerze mówiąc, okazały się lekturą kompletnie nie dla mnie. Jednak ja i klasyka troszkę do siebie nie pasujemy - albo po prostu szukam w książkach innych emocji. :)
OdpowiedzUsuńCo do "Na plebanii..." - lubię biografię, a akurat tę o siostrach Bronte chętnie bym schrupała. Chociaż pewnie mnie również denerwowałyby te spolszczone imiona (dlaczego ktoś zrobił coś tak okropnego???). :)
Rozumiem, ja kocham klasykę, ale wiem, że nie każdy się może odnaleźć w tego typu książkach ;).
UsuńTeż tego nie rozumiem, za każdym razem jak czytałam: "Emilii Brontë", czy "Charlotcie Brontë" to aż zgrzytałam zębami!
Dla mnie Wichorwe Wzgórza to jedna z najlepszych książek w życiu. Lubię do niej wracać, bo zawsze odnajduję w niej coś nowego.
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja ;)
UsuńEmily Brontë jest dowodem na to, że wcale nie trzeba mieć mnóstwa doświadczeń, by pisać książki. Wystarczy mieć bogatą wyobraźnię. :) Kiedyś czytałam tę powieść, z zachwytem oczywiście, ale to było już dawno i nie pamiętam dobrze fabuły. A to wydanie nie jest przypadkiem skrócone? Gdzieś czytałam, że wydawnictwo MG skraca niektóre powieści.
OdpowiedzUsuńZgadzam się!
UsuńNie mam pojęcia czy to wydanie jest skrócone, ja nie zauważyłam, żeby było coś w nim nie tak. Pewnie masz na myśli aferę z inną książką wydaną przez to wydawnictwo, chyba to było coś Dostojewskiego.
Ja również uwielbiam Austen i siostry Bronte, ale te dwie książki jeszcze przede mną. Z pewnością kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńBardzo polecam Ci obie, skoro to Twoje klimaty ;)
UsuńZ wielką ciekawością przeczytam obie książki :)
OdpowiedzUsuńCieszę się i polecam ;)
UsuńUwielbiam Wichrowe Wzgórza. Czytałam i już kilkakrotnie tę książkę.
OdpowiedzUsuńSuper, to tak jak ja ;)
UsuńWichrowe Wzgórza bardzo mi się podobały :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://artidotum.blogspot.com/
W takim razie polecam Ci też tę drugą książkę, dowiesz się więcej o autorce "Wichrowych wzgórz" ;).
UsuńRównież pozdrawiam
Może i ja wrócę do tej książki :)
OdpowiedzUsuńPolecam, ja bardzo lubię takie powroty, często odkrywam przy tej okazji coś nowego ;)
UsuńMoja mama jest fanką ich książek. W końcu sama kupiłam dwie, ale od miesiąca jeszcze do nich nie zajrzałam...
OdpowiedzUsuńPolecam Ci zajrzeć w wolnej chwili, może się wciągniesz i złapiesz bakcyla ;)
UsuńUwielbiam Wichrowe Wzgórza. Szczególnie po obejrzeniu ekranizacji. :) Nieziemski klimat.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że nie oglądałam filmu na podstawie tej książki, muszę to nadrobić, bo adaptacje książek Jane Austen znam już niemalże na pamięć ;)
UsuńZnam "Wichrowe wzgórza", czytałam tę książkę już jakiś czas temu. Nabrałam ochoty na powrót do klasyki i do tej powieści. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci polecam taki powrót, może przy okazji odkryjesz w tej książce coś nowego? ;)
UsuńPiękne wydanie i urzekająca treść. NIe ma jak klasyka :)
OdpowiedzUsuńOj tak, zgadzam się z Tobą ;). Klasyka mnie prawie nigdy nie zawodzi!
UsuńMasz rację, że powrót po latach pozwala na nowo pokochać książkę i wywołuje wiele emocji. Ja jednak siostry Bronte sobie daruję, choć próbowałam czytać dość dawno to chyba nadal miałabym problem z dobrnięciem do końca ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://subjektiv-buch.blogspot.com/
Rozumiem Cię, nie każdemu pasują takie książki ;)
Usuń"Wichrowe Wzgórza" czytałam po raz pierwszy dwa lata temu, ale nie zamierzam do nich wracać, mimo że w recenzji oceniłam je aż na 8/10. Powieść ta zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ale jednocześnie wywołała tyle skrajnych emocji, że nie mam ochoty do niej już nigdy wracać. Jak pomyślę o scenie z dzieckiem i schodami, to nadal mam ciarki.
OdpowiedzUsuńNo tak, to dość mroczna książka pod względem emocji jakie przekazuje, więc rozumiem, że przeczytałaś i doceniłaś kunszt autorki, ale nie chcesz do niej wracać.
UsuńWichrowe jeszcze przede mną. Ja kocham Perswazje, Dumę i Rozważną mogę je czytać i oglądać na okrągło. Czas zabrać się zatem za kolejną autorkę ;)
OdpowiedzUsuńOch, Jane Austen to moja ukochana autorka! Też wracam do jej książek i ich filmowych adaptacji na okrągło! ;)
UsuńNo dobrze to przyznam się uczciwie - nigdy jeszcze nie czytałam "Wichrowych wzgórz". Ta przygoda jeszcze przede mną i z pewnością chciałabym się w nią wybrać. ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o biografię to... No właśnie. Ja za biografiami nie przepadam (zupełnie odwrotnie niż moja Mama, która je uwielbia), więc gdyby to było 200 stron to sięgnęłabym bez wahania, bo historia sióstr Bronte (jak również ponoć ich brata) jest z tego co słyszałam fascynująca. Jednak na 600 stron raczej zabraknie mi zapału...
To świetna przygoda, polecam Ci wybrać na początek to starsze tłumaczenie (zapomniałam nazwisko tłumaczki), ono jest bardziej płynne, przyjemniej się poznaje te historię ;).
UsuńJa z kolei kocham biografie, ale tylko te dobrze napisane, wtedy te 600 stron mnie nie męczy. Jak książka jest pełna dat i niepotrzebnych nazwisk, to nawet te 200 stron mi się czyta kiepsko.
W tej książce pokazana jest też historia Branwella Bronte, jak też jest kilka słów o ojcu tych sławnych pisarek, który też był ciekawą postacią. Rozumiem jednak, że Ci brakuje zapału do poznawania tych jakże barwnych i ciekawych osób, bo ja sama tę książkę czytałam miesiąc, jak nie dłużej, bo w międzyczasie sięgałam po inne publikacje.
Mam w planach, ale nie wiem kiedy przeczytam :P.
OdpowiedzUsuńRozumiem, obie książki są dość obszerne, więc to lektury na dłuższy czas ;)
UsuńDopiero co kupiłam dla mamy "Dziwne Losy Jane Eyre", a także "Villette" - tu przyznaję skusiła mnie piękna okładka. Mam w planach pożyczyć później obie :)
OdpowiedzUsuń"Jane Eyre" to jedna z moich ulubionych książek, więc bardzo Ci polecam! "Villette" jeszcze nie czytałam, ale też mam w planach ;)
UsuńMam w planach, cóż w końcu klasyka ;)
OdpowiedzUsuńObie? Czy tylko "Wichrowe wzgórza"?
UsuńObie :D tylko czekam aż ktoś wymyśli jakiś rozszerzacz doby, żeby więcej czasu było haha
UsuńChyba każdemu książkoholikowi by się przydał rozszerzacz czasu ;). Albo może taki zmieniacz, jak miała Hermiona ;)
Usuń