18. "Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek"

Czuję, że październik będzie dla mnie bardzo zaczytanym miesiącem. Przeczytałam już trzy książki, z czego jedną tak naprawdę skończyłam, bo zaczęłam ją jeszcze we wrześniu. I o tej właśnie powieści będzie dzisiejszym wpisie. Słyszałam o niej wiele dobrego, więc z przyjemnością ją zakupiłam i zagłębiłam się w historię, którą opowiada... Mowa tu o powieści o bardzo długim tytule - "Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek"...

Tytuł: "Stowarzyszenie miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek"
Tytuł oryginału: "The Guernsey Literary and Potato Peel Pie Society"
Autorki: Mary Ann Shaffer, Annie Barrows
Data wydania: 2008 r.
Data polskiego wydania: kwiecień 2010 r., 2 czerwca 2016 r., 8 sierpnia 2018 r. (z okładką filmową, mam właśnie to wydanie ;))



Juliet Ashton, młoda angielska pisarka, po udanym debiucie w czasie II wojny światowej, szuka pomysłu na nową powieść. Przypadkiem dostaje list od Dawseya Adamsa, mieszkańca wyspy Guernsey, w którym mężczyzna informuje ją, że jest w posiadaniu jednej z książek z jej księgozbioru. Między nimi nawiązuje się serdeczna korespondencja, w trakcie której Juliet dowiaduje się o okupacyjnych losach mieszkańców wyspy Guernsey i o "Stowarzyszeniu Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek". Zaintrygowana dziewczyna wyrusza na tę małą wysepkę, gdzie poznaje fascynujących ludzi i znajduje to, czego szukała...

Pierwszą rzeczą, która zaskakuje w tej książce jest fakt, że została napisana w formie listów, a więc to powieść epistolarna, która współcześnie tak rzadko występuje. Na początku myślałam, że będę znudzona tą formą, albo że czytanie listów mnie zmęczy, jednak tak się nie stało. Okazało się, że taki sposób pisania mnie nie męczył, a nawet trochę intrygował i sprawił, że tę książkę czytało mi się bardzo szybko. 

Nie jest to historia ambitna, nie ma na celu pokazywania prawdziwych historycznych wydarzeń, to raczej lekka, przyjemna, pełna emocji powieść o ciekawych postaciach i różnych odcieniach miłości. Bohaterowie, mimo iż czasem zbyt mało zarysowani, wzbudzają zainteresowanie, czasem nawet sympatię, a nierzadko i prawdziwe emocje. Sama historia, mimo niektórych dziur, a momentami niepotrzebnych uproszczeń, wciągnęła mnie i sprawiła, że chciałam wiedzieć więcej. Również fakt, że większość akcji dzieje się na wyspie Guernsey, sprawił, że sama historia jest o wiele ciekawsza. Do tej pory nawet nie wiedziałam o istnieniu tej wysepki, ale po przeczytaniu tej książki zainteresowałam się nią i poczytałam trochę na ten temat w Internecie, czyli powieść miała też trochę walor edukacyjny ;).



Język listów jest trochę mało dopasowany do czasu akcji, momentami drażnił swoją współczesnością, podobnie jak zachowania niektórych bohaterów. Również historyczny research autorek pozostawia wiele do życzenia. Jednym z przykładów niekoniecznej dbałości o realia jest pojawiający się w tle książki wątek homoseksualisty. O ile sam fakt zaistnienia takiego wątku nie drażni, o tyle sposób przedstawienia spokojnych reakcji innych ludzi na orientację bohatera raczej jest mało realistyczny. Wydaje mi się, że w czasach powojennych raczej mało kto przyjąłby tak bez emocji takie wyznanie. 

Ogólnie rzecz biorąc, bardzo mi się podobała ta książka. Polubiłam jej bohaterów, zwłaszcza Dawseya, którego charakter i postępowanie wzbudziło we mnie ogrom pozytywnych uczuć. Polubiłam też postacie poboczne, jak Isolę i małą Kit, a także odważną Elizabeth, która chcąc nie chcąc spajała losy bohaterów. Zauroczyło mnie również samo tytułowe Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek.

Jeżeli szukacie ciepłej, pełnej miłości i w ogóle pozytywnych uczuć, powieści, a niekoniecznie napakowanej akcją czy rozwlekłymi opisami, to ta książka jest dla Was. Jeśli zaś potrzebujecie ambitnej historii, pełnej zwrotów akcji, albo chociaż charakteryzującej się pięknym językiem to darujcie sobie, znudzicie się i będziecie zirytowani ;).

Zanim jednak przeczytałam tę książkę, zrobiłam coś, czego zazwyczaj nie robię, a mianowicie: obejrzałam netlixową adaptację tej powieści. Film bardzo mi się podobał, był dla mnie przyjemny w odbiorze, zarówno ogólnie od strony wizualnej, jak też podobała mi się gra aktorów (Matthew Goode!) i pokazanie całej historii. Potem dopiero sięgnęłam po tę powieść i mogę powiedzieć, że tu mam przypadek, jak zarówno książka, jak i film na jej podstawie mnie zauroczyły i nie mam większych powodów do narzekania na żaden z tych utworów ;).

*************************
Teraz zaczęłam powieść "Siostry" Claire Douglas, a wcześniej skończyłam bardzo zachwalaną powieść pt. "Adam" Agaty Czykierdy-Grabowskiej. Od 1 października biorę też udział, po raz pierwszy w życiu w maratonie czytelniczym organizowanym na Instagramie przez bookstagramerkę o nicku @ona.czyta. Ciekawe doświadczenie, jak skończę ten maraton, to na pewno o nim napiszę tu na blogu...

Komentarze

  1. To podobnie jak z Kirke, gdzie nie liczy się akcja a to w jaki sposób historia została opowiedziana. Tutaj liczy się ciepła opowieść. I takie ksiązki sa potrzebne, takie powieści również znajdą wielbicieli ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam w swojej biblioteczce starsze wydanie tej książki ale jeszcze jej nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobra powieść na jesień, ciepła, lekka, szybko się czyta... Więc jak będziesz miała chwilę to przeczytaj ;)

      Usuń
  3. Taka lekka pozycja będzie idealna na jakiś długi, jesienny wieczor. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam mieszane uczucia związane z tą książką. Nie wiem jeszcze czy dam jej szanse, jednak ciekawi mnie jego forma.
    Co do Pana Goode to jeszcze nie wiedziałam go w zlej roli. Zawsze błyszczy na ekranie.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każdemu może pasować ta książka, więc Cię rozumiem ;). Matthew Goode to jeden z moich ulubionych aktorów, więc się zgadzam, że chyba nie miał do tej pory złej roli ;)

      Usuń
  5. Co za tytuł :) książka u mnie jeszcze czeka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam ogromną ochotę i na książkę, i na film. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie obejrzyj i przeczytaj, albo przeczytaj i obejrzyj ;)

      Usuń
  7. Od dawna chodzi za mną ta powieść, więc na pewno dam się skusić :)

    OdpowiedzUsuń
  8. To faktycznie nieczęsty przypadek, kiedy film i książka spełniają oczekiwania. Ciekawe czy miałabyś podobne wrażenie poznając tę historię w odwrotnej kolejności - najpierw książka, potem film. Niemniej jednak bardzo mnie zaciekawiłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się nad tym zastanawiam, czy odebrałabym ten film tak samo, gdybym obejrzała go po przeczytaniu książki ;). Pewnie narzekałabym, że film nie jest zgodny z książką ;)

      Usuń
  9. Czytałam inną powieść jednej z autorek i nie przypadła mi do gustu, dlatego raczej nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, nie każdemu ten styl pisania może przypaść do gustu, więc rozumiem Cię ;)

      Usuń
  10. Już sam tytuł intryguje. :D Ostatnio trochę czytałam o tej książce i bardzo mnie zainteresowała. Na pewno ją przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie czytałam i nie oglądałam, ale po Twojej recenzji stwierdzam, że koniecznie musi się to zmienić.

    https://nacpana-ksiazkami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj, nie słyszałam wcześniej o tej książce. Troszkę mnie smuci, że jest to powieść epistolarna, bo ,,Love Rosie", która była podobnie napisana ciężko się czytało, chcoiaż historia jest przepiękna. Jeszcze się zastanowię :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi akurat "Love, Rosie" szybko poszło ;). Ale skoro Tobie się trudno czytało, to faktycznie, "Stowarzyszenie..." może też być dla Ciebie niezbyt wygodne do czytania...

      Usuń
  13. Wydaje mi się, że ta pozycja przypadnie mi do gustu! Poza tym ma piękną okładkę! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, okładka tej książki jest całkiem ładna ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję serdecznie za każdy komentarz i każdy głos w dyskusji.