78. Bez wyjścia i bez życia, czyli "Bez wyjścia" Charles Dickens i Wilkie Collins
Dziś kilka słów o moim ostatnim książkowym rozczarowaniu. Do lektury "Bez wyjścia" podeszłam z dużym zainteresowaniem, ale i z pewnymi wymaganiami, bo zarówno Wilkie Collins, jak i Charles Dickens, to pisarze, których twórczość mniej więcej znam i lubię. I stąd tym większy jest mój zawód, bo ich wspólne dzieło okazało się dość nijakie...
tytuł: "Bez wyjścia"
tytuł oryginału: "No Thoroughfare"
autorzy: Charles Dickens, Wilkie Collins
tłumaczenie: Stanisław Boduszyński
data wydania: 1867 r.
data polskiego wydania: 14. sierpnia 2019 r.
wydawca: Wydawnictwo MG
liczba stron: 160
kategoria: klasyka literatury/powieść angielska
uwagi: *ładne wydanie ;).
Być może na to moje rozczarowanie miała też wpływ forma tego utworu, a więc przeniesienie sztuki teatralnej na powieść, ale z zachowaniem pewnych cech charakterystycznych tej pierwszej. Mamy tu bowiem podział na akty, zamiast na rozdziały, jest kurtyna, która podnosi się i opada w stosownych momentach, są też dialogi, które wszystko tłumaczą, a rola narratora jest ograniczona do minimum, tj. do opowiadania o miejscu akcji, czy wyglądzie postaci, a więc w pewnym sensie robi za didaskalia, jedynie czasem dodając więcej informacji. Powstał więc dość dziwny twór, taka hybryda epiki i dramatu, moim zdaniem niekoniecznie udana.
Bardzo lubię sięgać po twórczość autorów XIX wiecznych i z
reguły nie przeszkadza mi ich język, charakterystyczny przecież dla
epoki, jednakże w tym utworze sposób pisania autorów mnie mierził, co
sprawiło, że czytanie było dla mnie nużące i zarazem nieco trudniejsze
niż zazwyczaj. Może to też kwestia tłumaczenia, a może połączenie stylu
obu pisarzy dało taki efekt, w każdym razie jest on niezbyt wciągający.
Nie przeszkadzałby mi jednak sposób przekazania tej opowieści, gdyby cała historia, którą opowiada, była ciekawa, w jakiś sposób wartościowa czy wciągająca. Tymczasem, okazała się ona wyjątkowo sztuczna, taka teatralna, z przejaskrawionymi postaciami i wydarzeniami. Dodatkowo, dzieje bohaterów były po prostu nudne i przewidywalne, już właściwie po kilku stronach było wiadomo, jak ta krótka powiastka się skończy. Również sami bohaterowie nie zostali zbyt interesująco przedstawieni, niezbyt wiele można się o nich dowiedzieć, są dość papierowi i tacy bez życia. Tak naprawdę niewiele można o nich powiedzieć, każdy ma może jedną cechę charakteru, albo i nie ma wcale charakteru ;).
I mimo iż znajdziemy w tej książce zarówno tajemnice z przeszłości, jak też i intrygę, a nawet wątki romansowe, to całość jest właśnie taka sztuczna i czyta się ją bez emocji. Szkoda, że tak wyszło, bo zarówno pan Dickens, jak też pan Collins, potrafią pisać, co widać w ich samodzielnych dziełach. Jednakże ta współpraca zdecydowanie im nie służyła, wyszła nudnawa historia, w której tak naprawdę trudno znaleźć jakieś zalety, czy chociażby nietypowe cechy.
W opisie na czwartej stronie okładki, znajdziemy taki tekst: "Oto dziełko dwóch pisarzy i przyjaciół: Charlesa Dickensa i Wikie Collinsa". I moim zdaniem to idealnie podsumowuje tę książkę. Jest to bowiem faktycznie lekkie i nieskomplikowane dziełko, ale właściwie też bez większej wartości. Ot, lektura do bardzo szybkiego przeczytania i zapomnienia...
Mimo wszystko, za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu MG i portalowi Bookhunter.pl, gdzie również znajdziecie moją recenzję.
*****
Sierpień się powoli kończy, więc za kilka dni będzie podsumowanie ;). A ja tymczasem czytam znów coś ze "starej" literatury angielskiej, więc pewnie we wrześniu się pojawi i kilka słów na ten temat.
Pytanie czy to co wyszło spod pióra tych pisarzy można nazwać dziełem, czy to "dzieło"
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że najlepiej pasuje określenie, które jest w opisie tej książki, a o którym wspomniałam w ostatnim akapicie recenzji, czyli: dziełko ;)
UsuńDziełko... ale może być też "dziełko" pobłażliwie.. chyba Dickens powinien tworzyć sam, chociaż nie wiem bo nei czytałam recenzowanej książki i specjalnie nie mam ochoty ;)
UsuńObaj pisarze osobno tworzą wspaniałe książki, a razem coś im nie wyszło ;)
UsuńNie zgrali się :)
UsuńByć może :). Choć podobno byli przyjaciółmi... Ale w sumie to, że kogoś lubisz nie znaczy, że razem możecie napisać arcydzieło ;)
UsuńRacja... pewnie tworzyli osobno a potem to połączyli... swoją zdrogą zastanawiam się czy taki duet - jakikolwiek może dobrze wypaść. Wszakze każdy ma swój styl i pomysły, swoją wizję ;)
UsuńTo pierwotnie była sztuka teatralna, z tego co doczytałam, więc zapewne tworzyli to razem. A potem przerobili sztukę na powieść i pewnie w tym momencie im nie wyszło ;). Takie są moje przypuszczenia...
UsuńCóż, zdarzają się powieści dwóch autorów, więc chyba da radę jakoś połączyć swoje pomysły w jedną książkę ;).
Możliwe, że na deskach teatru wypadłoby lepiej - czasem nei ma co kombinować :)
UsuńJeśli mam szybko zapomnieć o książce, to jednak nie poświęcę jej czasu, ponieważ w kolejce czeka dużo ciekawych książek. 😊
OdpowiedzUsuńI wcale Ci się nie dziwię ;)
UsuńWydawałoby się, że połączenie tych dwóch autorów plus nietuzinkowa forma mogłoby dać ciekawy efekt, a tu taka klapa. Chyba sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, wyszła klapa, więc nie zdziwię się mało kto po tę książkę sięgnie ;)
UsuńWielka szkoda, że całość wyszła tak sztucznie. Spodziewałabym się zupełnie innego efektu.
OdpowiedzUsuńWłaśnie ja się spodziewałam, że będę zachwycona, a tymczasem wyszło jak wyszło...
UsuńSzkoda, bo przyznam że miałam wobec tej książki duże oczekiwania :)
OdpowiedzUsuńJak sięgniesz po nią bez większych oczekiwań, to możesz być zadowolona ;)
UsuńSzkoda, że tak Cię rozczarowała. Sięgając po książki liczę na wiarygodność fabuły, tymczasem tutaj tego najwyraźniej zabrakło. Raczej będę ją omijać.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie zabrakło...
UsuńW takim razie dziękuję za ostrzeżenie przed tym tytułem :)
UsuńNie ma za co, po to piszę te recenzje ;)
UsuńZa dużo mam książek do przeczytnia, żeby tracić czas na coś, co z pewnością mnie nie zainteresuje ;)
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię i nie namawiam ;)
UsuńNie wiem czy przeczytam tę książkę skoro wypadła tak sztucznie i nijako. Przeniesienie sztuki teatralnej na powieść nie do końca do mnie przemawia. ;)
OdpowiedzUsuńJa byłam ciekawa jak to wyjdzie, ale jak widać okazało się to niezbyt udaną lekturą ;)
UsuńSzkoda, że tak słabo wypadła ta książka, bo zamierzalam ja przeczytać.
OdpowiedzUsuńWiesz, nie zachęcam do niej, ale to nie znaczy, że nie możesz spróbować i po nią sięgnąć ;). Kto wie, może Ty odkryjesz w niej coś innego, lepszego...
UsuńCo za zmiany... jak tu ładnie <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPodoba mi się :)
UsuńSzkoda, że się zawiodłaś. Może ta następna będzie ciekawsza:)
OdpowiedzUsuńTak bywa z książkami, że nie każda się okazuje warta przeczytania ;)
UsuńTakie eksperymenty zawsze są dość ryzykowne.
OdpowiedzUsuńZgadzam się w zupełności :)
UsuńHmmm, chyba sobie odpuszczę, skoro jakichś większych wartości nie przekazuje. Pozdrawiam. ;)
OdpowiedzUsuńRozumiem i nie będę zachęcać ;). Pozdrawiam!
UsuńSzkoda, że książka Cię rozczarowała. To jest najgorsze co może spotkać nas czytelników. Mam zatem nadzieję, że kolejna książka okaże się być wspaniała i porwie Cię do swego świata. Ja natomiast za tę podziękuję i czekam na kolejną literacką propozycję :)
OdpowiedzUsuńBywa i tak, że książka nie zachwyca ;). Może wkrótce trafię na coś lepszego, co będę mogła polecić ;)
UsuńA po okładce myślałam, że zapowiada się lepiej :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, okładkę ma interesującą... Ale jak to mówią: nie ocenia się książki po okładce ;)
UsuńCóż, bardzo cenię Wilkiego Collinsa, uwielbiam budowane przez niego portrety psychologiczne, bardzo zastanawiałam się nad tą lekturą, ale odstraszała mnie mała ilość stron. To była dobra decyzja :D pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie ja też lubię tego autora, więc tym większe było moje rozczarowanie... Nic nie stracisz, jak nie sięgniesz po tę książkę ;)
Usuń