112. Małe kobietki już nie takie małe, czyli "Dobre żony" Louisa May Alcott

Jakiś czas temu tu na blogu pojawił się wpis na temat książki "Małe kobietki" Louisy May Alcott, książki zaliczanej już do klasyki literatury. Napisałam wtedy, że to taka miła, ciepła, lekka lektura, z którą można przyjemnie spędzić czas (jeśli nie pamiętacie, to zapraszam TU). Zachwyciłam się też pięknym nowym wydaniem od Wydawnictwa MG, zawierającym ilustracje oraz przepiękną, płócienną oprawę. Kiedy więc pojawiła się informacja, że to wydawnictwo ma w planach nowe wydanie kontynuacji tej historii, wiedziałam, że z przyjemnością po nią sięgnę. Zapraszam więc na recenzję książki "Dobre żony" :).

UWAGA! Wpis może zawierać spojlery z pierwszego tomu.

tytuł: "Dobre żony"
tytuł oryginału: "Good wifes"
autor: Louisa May Alcott
tłumaczenie: Zofia Grabowska
data wydania:
data polskiego wydania: 15. stycznia 2020 r.
wydawca: Wydawnictwo MG
liczba stron: 448
kategoria: 
uwagi:
*piękna, płócienna okładka
*ilustracje

"Dobre żony" to kontynuacja historii sióstr March, znanych z książki "Małe kobietki". Akcja rozpoczyna się trzy lata po zakończeniu ostatniej powieści. Nasze małe kobietki już nie są takie małe - Meg wreszcie wychodzi za pana Brooke, Jo szuka swojego miejsca w życiu i coraz więcej pisze, Amy zwiedza świat, a Beth, ukochany przez wszystkich aniołek, dochodzi do siebie po tamtej bardzo ciężkiej chorobie. Wszystkie cztery są już dorosłe i zaczynają prawdziwe życie, więc tym tomie poznajemy ich różne perypetie związane z dorosłością i różnymi kobiecymi powinnościami, typowymi dla tamtych czasów.

Mam wrażenie, że poprzednia część, w której dziewczęta dorastają i radośnie bawią się z Lauriem, jest jednak mniej przestarzała niż ta. Tu bowiem bardziej widać, że książka jest napisana w innych czasach (druga połowa XIX wieku), niesie bowiem za sobą m.in. przesłanie, że miejscem kobiety jest dom, że powinna umilać życie mężowi i dzieciom, a jakakolwiek działalność i rozwój osobisty są jej niepotrzebne. Świetnie to widać chociażby na przykładzie małżeńskich perypetii Meg, czy zakończeniu wątku Jo.

Swoją drogą, postać Jo jest kreowana na kobietę bardziej nowoczesną, w końcu nie idzie za mąż od razu po ukończeniu odpowiedniego wieku, ale pracuje, a nawet może pisać swoje powieści, na dodatek niekoniecznie zwraca uwagę na konwenanse i odpowiednie towarzystwo. Tymczasem, zakończenie jej wątku jest niekoniecznie dopasowane do tego w jaki sposób była prowadzona jej historia, chociaż idealnie się wpasowuje w zasady zachowania i wychowania, a także moralność tamtych czasów.

Żałuję, że jej wątek został w ten sposób zakończony, bo chociaż denerwowała mnie nieco swoim postępowaniem, to jednak życzyłam jej innego życia. Wiem jednak, że pani Alcott żyła i tworzyła w takich czasach, w których nie do pomyślenia by było to, co ja wymyśliłam dla jej bohaterki ;). Stąd, rozumiem to, ale nie jestem zachwycona. Swoją drogą, gdzieś czytałam, że Jo jest nieco wzorowana na samej autorce, więc może też to ma wpływ na takie, a nie inne poprowadzenie wątku tej bohaterki.

Wydaje mi się też, że w tej książce jest zbyt wiele pouczeń i mądrych, wychowawczych słów i przemyśleń, że autorka za bardzo chce wychowywać czytelników, przez co momentami całość brzmi sztucznie, jakby na siłę wpychała te mądrości w usta bohaterów, zabierając za to nieco takich ludzkich zachowań i emocji. Ponadto, te wspomniane umoralnienia bywają po prostu nużące. Wszyscy są tu też jakby zbyt idealni, co w poprzedniej części nie było tak widoczne. Wcześniej widzieliśmy ich drobne upadki i wady, tu teoretycznie też są, ale wydaje mi się, że nie są takie naturalne, zwłaszcza to, że tak szybko się je naprawia czy zmienia swoje postępowanie.

Podobał mi się za to wątek Lauriego, który co prawda, podobnie jak siostry March, staje się w tej powieści prawie ideałem, to jednak jest bardziej ludzki i w fajny sposób jego historia jest zamknięta. Oczywiście, wiedziałam jak się to skończy, bo obejrzałam już kiedyś film "Małe kobietki" z 1994 roku, który został nakręcony na podstawie obu powieści pani Alcott. Niemniej jednak, podobało mi się to, jak przeżywał odtrącenie przez jedną taką kobietę, by nagle przejść do zakochania w drugiej i z nastoletniego łobuziaka zmienić się w dojrzałego, choć ciągle pełnego poczucia humoru mężczyznę.

Wydaje mi się również, że w tej książce działo się więcej niż w poprzednim tomie, co również mi się bardzo podobało. Dziewczęta bowiem w większości opuściły dom rodzinny, choćby na chwilę, akcja rozgrywa się więc w różnych miejscach - w Nowym Jorku, gdzie Jo spędza jakiś czas, w Europie (szczególnie we Włoszech), dokąd niespodziewanie wyjechała Amy, a także w domku Meg i Johna Brooke. Jest więc nieco mniej jednostajnie niż w "Małych kobietkach", a również sposób opowiadania historii jest trochę urozmaicony dzięki listom, które nasze bohaterki piszą do domu i nie tylko. Sprawia to, że historie tę czyta się lżej i przyjemniej.

Zachwyciło mnie oczywiście też wydanie, podobnie jak "Małe kobietki" ta książka jest także w twardej, płóciennej oprawie, z piękną wyklejką i licznymi ilustracjami dopasowanymi do treści. Podoba mi się też, że tym razem okładka jest czarna, dzięki czemu bardziej rzuca się w oczy (poza tym to mój ulubiony kolor ;)). Mam jednak wrażenie, że w tej części zabrakło trochę dopieszczenia treści - pani tłumaczka oczywiście zrobiła naprawdę porządną pracę, jednakże brakowało mi przypisów do niektórych przestarzałych słów, albo do zwrotów obcojęzycznych, które nie zostały przetłumaczone. Znalazłam też kilka literówek, ale to mogę zrozumieć, bo każdemu to się zdarza.

"Dobre żony" to, podobnie jak pierwsza część przygód małych kobietek, ciepła, miła, lekka, wdzięczna lektura i chociaż ma więcej wad niż jej poprzedniczka, to można z nią bardzo przyjemnie spędzić kilka wieczorów. Trzeba mieć tylko odpowiednie podejście i nastawić się, że nie jest to książka współczesna, tylko opowieść powstała w czasach nieco już zamierzchłych, stąd różne sytuacje i wybory życiowe bohaterek są takie, a nie inne.

Polecam tę powieść fankom pierwszego tomu, które chcą dowiedzieć się co się dalej działo z małymi kobietkami, a także osobom zainteresowanym tą najnowszą adaptacją, bowiem obejmuje ona obie części opowieści o siostrach March. Pozostałym już niekoniecznie polecam, ale też nie odradzam ;).



Za możliwość poznania tej historii dziękuję serdecznie Wydawnictwu MG oraz portalowi Bookhunter.pl, na którym również znajdziecie moją recenzję



Komentarze

  1. Pi pierwsze piękne zdjęcie - od razu mnie zauroczyło <3 Masz talnet i oko do tych spraw ;)

    Po drugie... widze, że mamy podobne spostrzeżenia (ja swoją recenzję napisałam jakieś 2 dni temu) i nawet myśli niemal takie same jakbyśmy pewną część mózgu miały taką samą xD Ale nic więcej nie powiem - niedługo będzie i u mnie na blogu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, choć moje zdjęcia są jeszcze słabe, ale się staram ;)

      Ooo widzisz, fajnie, że mamy podobne zdanie. W takim razie czekam na Twoją recenzję ;)

      Usuń
    2. Są coraz lepsze :)

      Powinna być w piatek lub sobotę :)

      Usuń
    3. Dziękuję ;). Tym razem chciałam zrobić coś, co na instagramie nazywa się flat lay - czyli takie zdjęcie z góry, na którym jest pełno "popierdółek" ;).

      Super, to w takim razie sprawdzę w weekend jak bardzo nasze opinie są podobne ;)

      Usuń
    4. I świetnie Ci to wyszło :)

      Mam nadzieję, że pojawi się w ten weekend :D

      Usuń
    5. Dzięki ;)
      W takim razie czekam ;)

      Usuń
    6. Na pewno pojawi się niedługo ;)

      Usuń
    7. Będzie w poniedziałek ;)

      Usuń
    8. Haha, jednak po weekendzie? ;). W poniedziałek też chętnie przeczytam

      Usuń
    9. Tak.. zmieniłam kolejność :) Klasyka na dobry początek dnia a piesek i nostalgia - wspomnienia na weekend ;)

      Usuń
  2. Kiedy przeczytam pierwszą część, zdecyduję, czy chcą sięgać po kontynuację. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo chcę przeczytać te książki, a na pewno pierwszą część. Zastanawiałam się nawet (właśnie z tego powodu), czy czytać dalszą część Twojej recenzji, ale stwierdziłam, że co tam. Nie boję się spojlerów ;) Oglądałam "Szósty zmysł", znając zakończenie ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To małe spojlery, ale wolałam oznaczyć, żeby potem nie było, że zdradzam za dużo ;). Jestem ciekawa w takim razie jak odbierzesz obie książki.

      Usuń
  4. Kurcze, sam tytuł mnie zniechęca "Dobre żony" - od razu kojarzy się z władzą mężczyzn. Skoro jednak książka została napisana tak dawno, może warto byłoby dać jej szansę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, to prawda, już sam tytuł pokazuje do czego są przygotowywane małe kobietki ;). Chociaż perypetii małżeńskich mamy tu nie tak dużo, jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka.

      Usuń
  5. Mam w planach obie części i jestem ich coraz bardziej ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak już wspominałam ci w komentarzach. Mam w planach obie części. Po twojej recenzji przypuszczam jak może się zakończyć wątek Jo. Chyba bardzo lubisz tą adaptacje z 1994 roku. Ciekawi mnie jak teraz odbierzesz tą współczesną adaptacje.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, lubię tę adaptację z 1994 roku, bo jest bardzo wierna oryginałowi, a ja jestem z tych, którzy lubią jak film jest zgodny z książką ;). Wydaje mi się, że ten nowy film jest raczej luźniejszym spojrzeniem na historię opowiedzianą w tych powieściach, ale sprawdzę to już po obejrzeniu ;)

      Usuń
  7. Ja jeszcze nie czytałam pierwszej części. Jakie te wydania są ładne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, ja te książki podziwiam już za sam wygląd ;). Treść oczywiście też jest w porządku, ale jednak te okładki i całość wydania to cud-miód po prostu ;)

      Usuń
  8. Nie znam ani jednej ani drugiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli lubisz takie "stare" klimaty, to warto je poznać ;).

      Usuń
  9. Wspaniała recenzja, bardzo zachęcająca i cudowne zdjęcia! Naprawdę piękne :)
    Pozdrawiam ciepło ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i również pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Czekam na kolejny fantastyczny wpis, naprawdę będę do Ciebie chętnie zaglądać <3

      Usuń
    3. Teraz to mnie zawstydziłaś ;)

      Usuń
  10. Nie czytałam poprzedniego tomu, ale jestem ciekawa czy na te "mądrości" zareagowałabym podobnie, odczuwając nachalny przesyt. Czasami autor chce dobrze, a wychodzi jak wychodzi ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, wydaje mi się, że autorka (skądinąd feministka i kobieta dość nowoczesna jak na swoje czasy) musiała te mądrości powciskać, bowiem to takie czasy były ;)

      Usuń
  11. Już się nie mogę doczekać kiedy uda mi się przeczytać kontynuację :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Chyba czas najwyższy zabrać się za czytanie tych książek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli to Twoje klimaty i masz chęć, to najwyższy czas ;)

      Usuń
  13. Mi również podoba się wydanie tych książek, pięknie wyglądają. Kontynuację również chętnie przeczytam, a skoro w niej dzieje się jeszcze więcej to dla mnie jest to dużym plusem. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawnictwo zrobiło kawałek dobrej roboty przy wydawaniu tych książek ;). Ciekawa jestem czy wyjdą też kolejne dwa tomy...

      Usuń
  14. Lektura obu książek ciągle przede mną :)

    OdpowiedzUsuń
  15. uwielbiam piekne okładki, takie hm.. inne :) i to chyba najbardziej mnie przyciąga, później reszta :D Muszę przeczytać tom 1, żeby obeznać się z kolejną cześcią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te okładki są nie tylko ładne, ale i dobrze wykonane, płócienne z pięknymi wyklejkami... Też lubię takie piękne wydania, a książki polecam ;)

      Usuń
  16. Odpowiedzi
    1. To chyba niekoniecznie Twoje klimaty czytelnicze, więc się nie dziwię, że o nich nie słyszałaś ;)

      Usuń
  17. Czytałam i podobała mi się :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Małe kobietki to bardzo sympatyczna przyjemna książka i można z nią miło spędzić czas, zrelaksować się. Chyba skuszę się na kontynuację, myślę że nic nie stracę. Najbardziej mi się podobała Jo, taka z niej indywiďualistka, wilk chodzący własnymi drogami . Jest mi bliska, bo ja też piszę. W tamtych czasach też nie było łatwo zaistnieć, a jej się udało... Żal mi było tylko Lauriego, który zakochał się w niej na śmierć. Niesamowicie mnie poruszyło to jak w wigilię poszły wszystkie z mamą do tej biednej rodziny z jedzeniem. Chyba pół godziny wyłam.

    Najserdeczniejsze pozdrawienia z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie skuś się na kontynuację, warto poznać ciąg dalszy tej historii. Ja osobiście nie lubię Jo, bo to nie jest typ bohaterki, który mi odpowiada, ale całą historię lubię. A znasz filmy i seriale na podstawie tych książek?

      Również pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję serdecznie za każdy komentarz i każdy głos w dyskusji.